Życie na Korfu w rytmie Zorby - siga,siga...

Na początku nie znałam greckiego języka. Moje życie na Korfu polegało więc na obserwowaniu i pochłanianiu cudownych krajobrazów, Korfu to przecież rajska wyspa. Głosy wokoło kojarzyły mi się z gęganiem gęsi bo Grecy są bardzo gadatliwi. Mają taką mentalność że w większym towarzystwie mówią wszyscy na raz i do dziś dnia mam wątpliwości czy się rozumieją i dogadują w takich przypadkach. Wyłączałam się i było mi z tym dobrze.
005_textseal_20170221_122638.scale-400.jpg

Grecy krzątają się cały dzień i ciągle mówią, nawet się nawołują dość głośno przyzwyczajeni do życia na dużej przestrzeni a nie w blokach mieszkalnych. Jak już zaczęłam co nieco rozumieć, doszłam do wniosku że nie rozmawiają o niczym ważnym. Są to przyjazne pogaduszki głównie na temat jedzenia i pogody ale każdy z każdym codziennie wymienia te wiadomości. Na tematy polityczne dyskutują w "kafenijo" (kawiarnia) po uprzedniej wymianie zdań na temat pogody oczywiście.
004_textseal_20170221_122525.scale-400.jpg

Dni i miesiące mijały i dalej to samo... jako energiczną i nerwową Polkę myślałam że mnie coś trafi. Czasami nachodziły mnie myśli żeby nimi jakoś potrząsnąć. Oni jakby żyli w innym świecie. Wypełniali swoje codzienne obowiązki z beztroskim uśmiechem na twarzy. Ich życie na Korfu było zupełnie inne niż to do jakiego byłam przyzwyczajona w Polsce.

Uciekł nam autobus - no to co, przyjedzie następny, można pooglądać w tym czasie wystawy sklepowe, pogadać o pogodzie z kimś na przystanku i dowiedzieć się przypadkiem że to nasz kuzyn w piątym pokoleniu lub zna naszego kuzyna, podziwiać jakieś drzewo, niebo czy cokolwiek innego, przecież autobus się po nas nie wróci więc po co się denerwować a przede wszystkim po co się spieszyć... Przykłady mogłabym mnożyć w nieskończoność.
001_textseal_20170221_122437.scale-400.jpg

Siga, siga - powoli, powoli. Ale czemu powoli skoro może być szybko i na wczoraj? Bo co nagle to po diable. Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy. Jak nie dziś to może być jutro, za tydzień, za miesiąc - całe życie przed nami, przecież się nie pozabijamy żeby było na dzisiaj. Długo nie mogłam tego zrozumieć...

Postanowiłam na przekór greckim trendom że u mnie wszystko będzie na już. Że mój dom i ogród będą piękniejsze, to był pierwszy cel. Dom mam piękny, nie powiem, ale duży, żeby wszystko grało i buczało musiałabym z niego nie wychodzić. I po latach doszłam do tego, że wiele rzeczy które robiłam bo "tak trzeba" wcale nie są aż tak niezbędne. Zamiast siedzieć w domu i ciągle coś przestawiać lub zmieniać można być na powietrzu, poczytać, spędzić miło czas. Walka w ogrodzie też mi nie wyszła bo albo rośliny nieodporne na upały, albo za gorąco żeby coś robić w ciągu dnia, albo leje i znowu nic. Finał jest taki że zrezygnowałam z doniczek na werandzie bo ile bym nie podlewała ziemia była ciągle sucha, w rezultacie mam ładne rośliny w ogrodzie przystosowane do klimatu, czystą werandę i nie latam ciągle z konewką nadaremno. No i mam więcej czasu dla siebie, rodziny. Nie biegnę przez miasteczko jakby mnie ktoś gonił i mogę porozmawiać z greczynkami o dzisiejszym obiedzie. Powoli dostosowuję się do klimatu i raczej zdrowej mentalności greckiej. Nic na siłę i wszystko w swoim czasie jak Bóg da.
20161006_190750.jpg

Siga, siga... zwolniłam tempo... jestem spokojniejsza, lepiej sypiam, dobrze się czuję, po wielu latach nałogu rzuciłam palenie, bardzo dawno nie byłam u żadnego lekarza - po prostu jestem szczęśliwa. Odnalazłam siebie i swoje miejsce na ziemi, mój Eden... poznałam nowy sposób na życie i przekazuję go dalej...
Ewa i galos.jpg