Wypad na jesienną kolację (po grecku) - czyli spacer motorem na gyrosa.
Parę dni temu mój mąż rzucił hasłem:
"- Kochanie, idziemy na spacer? Co będziemy tak siedzieć w domu skoro pada..."
Spojrzałam na mojego Greka i od razu poczułam cudowny zapach gyrosa, nie tylko nosem, ale całą sobą.
Kiedy to było? Zapewne w okolicach wiosny... więc zatęskniłam strasznie i natychmiast postanowiłam nie tylko poczuć go w wyobraźni, ale też posmakować.
I co z tego że pada? Przecież mamy motor! Oby tylko nie nadeszła niespodziewana burza...
Mieszkając w Polsce miałam wielki sentyment do motorów. Na Korfu mam motor z osobistym kierowcą, więc zaproszenie na "spacer" przyjęłam od razu, uśmiechając się filuternie.
Bo w Grecji moi drodzy (zwłaszcza na wyspach) na spacery nie chodzi się pieszo, tylko się jedzie. Motorem, samochodem - to nie ma znaczenia, bo wszędzie jest raczej daleko poza letnim sezonem ;)
Przywdziałam więc mój strój bojowy na greckie spacery zimową porą: dżinsy, nieprzemakalne botki (bo kałuże i te sprawy), sweter, nieprzemakalną i wiatro-odporną kurtkę (najlepiej skórzaną ramonezkę ale nie zawsze), szalik (bo jest szpara pomiędzy kurtką a kaskiem, a nie lubię zapinać zamka pod samą szyję), kask... a pod szybką kasku niezawodne okulary przeciwsłoneczne (bo nie lubię zamykać szybki kasku a wiać będzie na pewno).
I co z tego, że noszę przeciwsłoneczne okulary pod kaskiem, kiedy nie ma słońca? Już niejeden się zdziwił i nie miał odwagi zapytać ;)
Po sezonie najlepiej jest udać się do jakiejś niepozornej, prowadzonej rodzinnie małej knajpki. Tam z reguły jest dobre i świeże jedzonko bo Grecy lubią tego typu klimaty.
Na nakrytym obrusem stole właścicielka rozłożyła papierowy, nieprzemakalny i jednorazowy obrus - cudowny wynalazek, zwłaszcza że jest ozdobiony mapą wyspy Korfu.
Można jeździć palcem po mapie czekając na posiłek ;)
Następnie Maria podała nam menu. Zamówiliśmy posiłek i jako pierwsze nadeszły napoje, wiadomo.
Co jak co, ale piwa Amstel nigdy sobie nie odmawiam jeśli nadarzy się wieczorna okazja, chociaż nie jest to piwo greckie.
Po napojach podano sałatkę grecką.
Oczywiście z pieczywem, którego zamawiać nie trzeba a i tak zawsze się pojawi na stole. To taka grecka tradycja i słabość zapewne - bez chleba ani rusz!
Sałatka grecka (i nie tylko) stanowi bardzo często przekąskę przed daniem głównym. Musiałam więc nieco poczekać na mojego gyrosa, aczkolwiek czułam coraz bliżej jego kuszący zapach.
W końcu dotarł!!
Niepozorna knajpka okazała się dobrym wyborem, domowe frytki w moich pitach z gyrosem wyglądały bardzo kusząco.
Podobnie kusząco wyglądały na talerzu męża w towarzystwie wołowych kotletów mielonych z grilla (bifteki).
Zamówiłam dwie pity, bo co się będę szczypać... Ale że najpierw była sałatka (chleba nie tknęłam!) a piwo się podwoiło to wymiękłam i dałam radę zjeść tylko jedną.
Ale to nie problem, czego się nie zje to zapakują. Pitę można z powodzeniem odgrzać jutro w kuchence mikrofalowej. Zjem ją na obiad a mąż będzie pewnie zazdrosny :D
A po dobrej kolacji Maria, zbierając talerze ze stołu powiedziała, że możemy zapalić jeśli chcemy, nie ma żadnego problemu...
Pewnie, że nie ma problemu - przecież to jest Grecja :)
Zdjęcia własne, by @grecki-bazar-ewy.
Comments