Góry moje, wierchy moje...
(Uwaga - zdjęcia archiwalne!)
Całe moje życie jest związane z górami...
Wychowałam się na Śląsku i spędziłam tam swoje 30 lat życia. Można powiedzieć, że góry miałam na tyle blisko, żeby je odwiedzać. Ale to nie tak... bo blisko były też inne miejsca ale do nich mnie nie ciągnęło..
W góry za to ciągnęło mnie zawsze, w każdej wolnej chwili.
Gdzieś na szlaku
Moi rodzice kochali góry i zabierali mnie tam odkąd byłam niemowlęciem, pewnie zaszczepili i we mnie tą miłość. Bo przecież jak można nie kochać gór...?
Z Tatą, Szczawnica
W górach widzę Boga i całe piękno tego świata. Tam mogę znaleźć wszystko... ciszę, zieleń, łono natury, śpiew ptaków, błękit nieba, dostojność drzew i kamieni, szmer wody i szept liści... wolność, właśnie tak!
z Mamą, Wisła
Woda nigdy mnie nie ekscytowała tak jak góry, gdzie zawsze czułam się bezpiecznie pilnując szlaku.
Oprócz rodzinnych wypadów jeździłam w góry na wycieczki szkolne. Będąc w liceum pojechaliśmy na Turbacz pod opieką Peosia (profesora od Przysposobienia Obronnego). Peoś był majorem lotnictwa i traktował nas jak żołnierzy a by7ło to typowo żeńskie liceum. Podczas wyprawy na Turbacz dopadła nas straszna ulewa a Peoś prowadzący grupę nagle gdzieś się stracił. Wystraszone i zmoknięte do suchej nitki zatrzymałyśmy się rozglądając się dokoła. W pewnym momencie Peoś wyłonił się zza drzew w całym przeciwdeszczowym wojskowym rynsztunku, jego peleryna sięgała ziemi a kaptur osłaniał cieniem twarz. Zanim go rozpoznałyśmy narobiłyśmy sporo wrzasku ;)
W schronisku na Turbaczu nasza grupa miała zarezerwowane pokoje a bardzo srogi w szkole Peoś, w trosce o nasze zdrowie, poił nas herbatą z rumem.
Turbacz zawsze będzie mi się kojarzył z Peosiem ;)
Gdy już byłam starsza, jeździłam w góry w soboty i niedziele a czasami na weeckend (na dalsze trasy). Żeby nie zaspać na pociąg ruszający o świcie wieczorem nie mogłam zasnąć.
Nigdy nie zapomnę tej ekscytacji kiedy szarym świtem jechałam pustym tramwajem na dworzec kolejowy w Katowicach a stamtąd do Wisły lub Ustronia, żeby w pierwszych promieniach słońca ruszyć na wcześniej zaplanowany szlak. A potem dalej... w Bieszczady i w Tatry...
To nic że nowe pionierki obciskały stopy a paski plecaka wrzynały się w ramiona...
Były również kolonie, podczas których sporo pochodziłam po polskich górach, zwłaszcza wtedy, gdy jeździłam jako wychowawca młodzieży.
Swoją miłość do gór przekazałam młodszemu bratu a potem córce. Mamy dużo górskich wspomnień i wiele kilometrów na liczniku ale wtedy raczej nie myśleliśmy o robieniu zdjęć. Moda na ciągłe pstrykanie pewnie nadeszła wraz z ogólnodostępnymi telefonami komórkowymi.
W najbliższe Śląsku polskie góry zabrałam również mojego Greka. Była mroźna zima i Spyros był zafascynowany zamarzniętym jeziorem i górskim wodospadem oraz grzanym winem. Muszę mu jeszcze pokazać Bieszczady i Tatry, wierzę że się uda.
mój spływ Dunajcem
Podczas moich górskich wędrówek namiętnie kupowałam odznaki w schroniskach. W moim pokoju miałam na ścianie mapę w którą wpinałam zdobyte odznaki dumna jak paw.
Oczywiście zbierałam również pieczątki w książeczkach GOT, moim osiągnięciem była Mała Złota. Niestety całe moje archiwum zostało w Polsce.
Zdjęcia które dodałam do tego wpisu wyszukałam w starych albumach, jakość jest okropna ale trudno - zrobiłam zdjęcia zdjęciom.
Morskie Oko, Tatry
Od 20 lat mieszkam na Korfu. Całe szczęście że tutaj też są góry bo nie wyobrażam sobie bez nich życia. Najbliższa mi zatoka otoczona jest górami, piękny widok!
A jeszcze piękniejszy jest mój grecki Giewont. Uwielbiam go, zwłaszcza że jest dokładnie za moimi oknami :)
Czy przeszłam GSB? W większym stopniu na pewno tak! Aczkolwiek po tylu latach trudno jest mi przedstawić niezbite dowody.
Post troszkę spóźniony ale może jury Konkursu GSB uwzględni fakt, ze w Grecji aktualnie kończą się święta Wielkiej Nocy. Wesołego Alleluja!
Zdjęcia własne by @grecki-bazar-ewy.
Comments